top of page

Po nitce do… ludzi i zdarzeń

Zdjęcie wykonano na początku lat 50. na stadionie miejskim, zapewne w trakcie 1-majowego święta. Jako że spółdzielnia zatrudniała w zdecydowanej większości kobiety, działał tam chór panieński (w tamtych czasach niemal każdy zakład pracy prowadził działalność kulturalno - oświatową, i w tym celu dysponował na terenie miasta własną świetlicą - opisywana spółdzielnia miała ją na rogu Pl. Wolności i Grunwaldzkiej, na I piętrze). Może ktoś rozpozna na tym zdjęciu znajome osoby? Czy ten chór miał nazwę, kto był dyrygentem? Podobno występował też poza Jaworem...

Dokumentując fakty z życia społecznego, zbierając materiały, które nie są jeszcze znane i opisane, możemy robić to na dwa sposoby. Pierwszy sposób to siedzenie za biurkiem i czekanie na świadka - uczestnika wydarzeń, który na nasz apel lub samorzutnie zgłosi się i opowie, co na dany temat wie, przyniesie zdjęcia czy inne ciekawe materiały. Jest to sposób wygodny, ale zawodny, bo ludzie z różnych powodów mogą mieć wątpliwości, opory czy po prostu nie mieć czasu lub nic o apelu nie wiedzieć. A temat leży i czeka... Tymczasem warto sobie zdać sprawę, że czas mija, pamięć ludzka z wiekiem zawodzi, a cenne wiadomości i fotografie mogą bezpowrotnie zostać stracone. Ten, kto zobligowany jest zawodowo do pozyskiwania materiałów i dokumentowania, powinien wykazać się wyższym stopniem świadomości i przewidzieć taki scenariusz. Żyjemy wszak tu i teraz! No, chyba, że nam jest to obojętne…

Znacznie skuteczniejszym sposobem jest wyjść do ludzi - uczestników zdarzeń. Okazuje się wtedy, że są życzliwi, rozumieją potrzebę takiej działalności i doceniają wagę swego udziału. Ich pomoc zaskakuje czasem. Opiszę to na przykładzie zbierania materiałów o Spółdzielni Krawieckiej Obrońców Pokoju.

A było tak: kiedy strzygąc się u Edzia Paczyńskiego zwierzyłem się, że mam problemy z odszukaniem dawnych pracowników „Obrońców Pokoju” (wszyscy prezesi wymarli) on wskazał mi swego szwagra Tadeusza Kowala, który kiedyś pracował tam jako mechanik. Ten zaś odesłał mnie do Genowefy Polkowskiej - Lipińskiej, o której wie, że tam również pracowała. Odszukawszy ją byłem mile zaskoczony jej zainteresowaniem tematem i chęcią współpracy. Okazało się, że pracowała w Spółdzielni w latach 1964-89 w charakterze głównej księgowej i członka zarządu. Pani Genowefa wskazała też dwie inne koleżanki, które pracowały tam dłużej. Skontaktowałem się więc z Marią Borys (pracowała w „Obrońcach Pokoju” jako księgowa od 1953 r. do emerytury) i Zofią Szeligą, która pracowała tam jako technik normowania od roku 1952, także do emerytury. Również one wyraziły chęć pomocy, popartej na dodatek świetnymi archiwalnymi zdjęciami z prywatnych albumów. Wyszło z tego bardzo sympatyczne spotkanie, jako że p. Maria zaprosiła swe dawne koleżanki i mnie do siebie do mieszkania, i mogłem przy ich pomocy spisać ważniejsze fakty z historii tej zasłużonej spółdzielni oraz przekazać je czytelnikom gazety zainteresowanych historią pierwszych powojennych lat w naszym mieście...

bottom of page